Forum  Strona Główna

 17.10.2011r - Trening na drągach z Crunchy

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Chocky
Administrator



Dołączył: 08 Mar 2011
Posty: 279
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: polska

PostWysłany: Nie 15:46, 23 Paź 2011    Temat postu: 17.10.2011r - Trening na drągach z Crunchy

Na prośbę Choca zajechałam do Kiss Me żeby zrobić z nią drążkowy trening. Podobno dopiero wracała pod siodło, więc zanim wzięłam ją na halę ustawiłam sporo drągów i cavaletti. Gdzieś tam był jeszcze slalom, więc uznałam że wystarczy i wróciłam do kobyłki. Weszłam do jej boksu i podniosłam po kolej jej wszystkie nogi. Przy pierwszej była dość nieufna i podniosła wolno, z oporem. Druga całkiem, nie chciała tylko zgiąć luźno nogi. Trzecią podnosiłam kilka razy, bo Kiss robiła to z takim oporem i niechęcią, że mogłoby się wydawać że chce mnie olać i parsknąć mi w twarz. Czwartą nogę masowałam, bo była napięta, a przy powrocie do skoków rozluźnione mięśnie nóg to podstawa, bo prędzej koń zrobi sobie krzywdę niż zacznie skakać.
Wyprowadziłam klaczkę z boksu i uwiązałam gdzieś na zewnątrz. Podstawiłam jej wiadro wody, bo było wyjątkowo ciepło jak na październik a sama poszłam po siodło, szczoty i resztę uprzęży. Wzięłam jeszcze wytok, który odrobinę pomaga przy pierwszych drągach, rzecz jasna później bym go zdjęła, ale na początek powinno być okej. Wróciłam do tego małego szaleńca który wyżłopał już ze trzy litry wody i zabrałam się za czyszczenie. Szczota, szczota, szczota. Dobra, czyściuchna! Jeszcze kopyta. Podniosłam wszystkie, nie były tak spięte jak wcześniej co mnie ucieszyło bo widać że coś te moje masaże pomogły. Wyskrobałam wszystko, strzepnęłam zaschnięte błoto z kopyt i zaczęłam zakładać siodło. Dopasowałam czapraka, narzuciłam siodło, wytok wpięłam w popręg i podpięłam. Zdjęłam kantar i założyłam ogłowie, wodze podpięłam pod wytok i założyłam sobie toczek, założyłam sztylpy i sztyblety, po czym pociągnęłam Kiss na halę. Gdy już doszłyśmy, otworzyłam drzwi i weszłam, a za mną truchtająca lekko klaczka. Zamknęłam drzwi. Napierając lekko rozczapierzonymi palcami na bok klaczy popchnęłam ją w bok i podciągnęłam popręg. Włożyłam nogę w strzemię, odbiłam się mocno i usiadłam tyłkiem w siodle. Odetchnęłam i ruszyłam aktywnym stępem. Klacz poruszała się giętko, nie wyczuwałam wysokiej akcji nóg. Dałam jej luźną wodzę. Zrobiłam woltę i ósemkę. Zmieniłam kierunek i ruszyłam szybciej. Następna wolta. Znalazłam jakieś pobliski drągi, ułożone w półkole, zapewne na galop. Przeszłam przez nie spokojnie. Kiss Me z zaciekawieniem nachyliła się do przeszkody i prychnęła uroczo. Gdy zjechałyśmy z powrotem na ścieżkę użyłam łydek i przyśpieszyłyśmy do kłusa roboczego. Pół koła, wolta. Klacz zdobyła się na trochę wyższe unoszenie nóg i wygięcie. Na całym kole ustawione były drągi, więc nakierowałam się tam i trochę zwiększyłam tempo. Pierwszy drąg stuknął, drugi też. Trzeci już nie, ale czwarty się przeturlał. Po trzech przejściach ( ostatni raz poszedł dobrze, ale kobyłka się spięła co sprowadziło do gównianego wyniku) zwolniłam do stępa i postępowałam ze trzy kółka. Oddech konia się wyrównał, więc zakłusowałam i zmieniłam kierunek. W narożniku zagalopowałam z lewej nogi, ale uznałam że nie będę przyśpieszać, bo mój wierzchowiec był spięty i sztywny, a ja koniecznie chciałam ją rozluźnić i zgiąć. Miękko podnosiła nogi i niosła mnie jak na poduszce, choć lądowania były ciężkie. Ścisnęłam ją łydami i zrobiłam porządne koło. W połowie zaczęłam ścieśniać w następne koło, aż jechałam po dość ciasnym okręgu. Ta miotła tak czy siak się nie wygięła, ale umiękczyła lądowania, więc przeszłam do stępa i dałam jej trochę wytchnąć. Zrobiłyśmy dwa koła stępa, zakłusowałam i najechałam na wyższe cavaletti energicznie, i tak samo żwawo skończyłam. Spodobało mi się jednak to, że gładko przeszła wyższą przeszkodę i nie przestraszyła się jej na samym początku, lecz odważnie stawiła jej czoła. Uniosła się. Powtórzyłam to po raz drugi. To była klapa, bo tym razem podeszła ostrożnie i z dość słabym wigorem. Po skończeniu tej rundy przeszłam do stępa i się rozluźniłam. Zeszłam z konia i zdjęłam wodze ze spoconej szyi. Przeszłam w ręku dwa kółka wokół cavaletek, żeby obwąchała sobie przeszkody. Po odpoczynku podbiegłam, a klacz zakłusowała za mną. Nabiegłam na drągi, i przebiegłam obok. Kiss chciała je wyminąć, ale nie wyrobiła i musiała je przejść. Pierwsza była na wyrost, ale reszta była całkiem dobra. Przeszłyśmy jeszcze raz. Tym razem ja też sobie skoczyłam. Poszła żwawiej niż za pierwszym razem, nogi z wysoką akcją i podniesiona głowa. To było to na co czekałam. Koniec. Wzięłam Kiss na myjkę. Odpięłam siodło, zdjęłam ogłowie i zapięłam jej kantar. Włączyłam nieduży strumień i zrobiłam Kobylcowi chłodny prysznic. Było jej na bank przyjemnie. Oblałam jej jeszcze dokładnie nogi i wpakowałam w derkę. Baaardzo fajnie. Odstawiłam mychę do boksu. Zebrałam rzeczy i odjechałam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Boks II / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gRed v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin