Forum  Strona Główna

 11.10.11r - Trening wyścigowy. 2400m.

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Eviline




Dołączył: 13 Gru 2011
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 13:20, 02 Sie 2012    Temat postu: 11.10.11r - Trening wyścigowy. 2400m.

Hm… Zimno… Chraaaap… Zimnooo… Serio zimno… Zimno!
Zostałam obudzona brutalnie przez zimno. Spojrzałam na okno. Zamknięte. Drzwi również. A ja byłam ubrana w baaardzo grubą piżamę. Przekręciłam się na drugi bok. Brr… No pięknie jeszcze zimniej. Sięgnęłam po gruby szlafrok i założyłam go będąc jeszcze w kołdrze. Wstałam i założyłam gruuube kapcie z pomponami. Ważne jest to by było ciepło no nie? Wyjrzałam przez okno. Wieje. Bardzo wieje.
- No żesz cholera jasna… Jakoś damy radę. Musimy w końcu, nie? – Zapytałam retorycznie sama siebie, wzięłam ubrania i popędziłam do łazienki się ubrać. Czarne bryczesy z jaskrawozielonymi napisami i czarna bluzka a na nią bluza i czarna kurtka, która z tyłu miała numer „13” a z przodu imię i nazwisko. Rękawiczki, buty, toczek, palcat i możemy iść. Zerknęłam jeszcze tylko do kuchni i przywitałam się z Dei, która akurat kończyła śniadanie.
- Zjesz coś? Niedługo nam tu się wychudzisz okropnie. – Zapytała z uśmiechem. Wskazując na kanapkę.
- Nie mam czasu. Pędzę do Wiśniowego. Zaniedbałam go nieco i nawet na śniadanie nie mam czasu. Zjem później! – Ostatnie zdanie wykrzyknęłam już schodząc do stajni. Dei tylko zaśmiała się pewnie kręcąc głową. Podeszłam do boksu Wiśniowego.
- Hej Mały. Robimy trening? – Wyszeptałam patrząc się na łeb dużego ogiera, który bacznie postawił uszy. Pogłaskałam go w chrapy a on wykonał ruch jakby chciał mnie przygryźć. Nie zrobił tego. Zaczął tylko wąchać moją rękę bacznie ją analizując. Dałam mu marchewkę i przyniosłam sprzęt. Wyprowadziłam ogiera z boksu i przypięłam go starannie.
- Potrzymaj. – Uśmiechnęłam się dając mu swoje rękawiczki. Złapał je delikatnie i po prostu trzymał cierpliwie a ja zaczęłam go szczotkować. Kichać zresztą też zaczęłam gdyż masa kurzu unosiła się w powietrzu. Starannie przeczyściłam mu szyję, grzbiet, zad i nogi a on tylko stukał kopytem w rytm radia, które było słychać cicho gdzieś w oddali. Uśmiechnęłam się i zaczęłam czesać mu ogon. Niewiarygodnie poplątany aż westchnęłam głęboko i wypuściłam ze świstem powietrze wymawiając kilka przekleństw. Z grzywą było łatwo. Ciągle na zebrę nie sprawiała mi żadnych trudności. Z kopytami było trudniej. Ciągle chciał uskakiwać gdzieś w bok albo rżał głośno. Nie chciał podnieść kopyt, na co lekko klepnęłam go w udo. Uniósł. Wyczyściłam wszystkie już na spokojnie i zabrałam się za siodłanie. Siodło wyścigowe wkładało się lekko i nie było z nim problemów prócz tego, że Wiśnia się niezwykle napuszał. Pokręciłam głowę zakładając jaskrawozielone owijki. Naburmuszył się, gdy zakładałam mu ogłowie, bo musiał oddać rękawiczki. Uparty jak osioł normalnie. Zapięłam ostatni pasek iść w stronę hali a on za mną. Zdziwił się, bo widziałam jak szedł w stronę toru, ale jak zobaczył gdzie idę zawrócił i zrównał ze mną, ale rozgrzewkę gdzieś prowadzić musieliśmy. Weszliśmy na halę i gdy tylko byliśmy na środku wsiadłam na niego wcześniej poprawiając sobie strzemiona i popręg. Wodze luźno, łydka i stęp. Zaczął energicznie stawiając uszy i nasłuchując. Poruszały się jak antenki. Ja w tym czasie spojrzałam jak konie są wyprowadzane na pastwiska. W tym czasie Młody postanowił zrobić gruntowne trzęsienie całej swojej osobistości, bo tak mu było najlepiej. Przetrzymałam te drgawki na spokojnie i zrobiliśmy woltę. Zachęciłam go do energicznego kroku. Potknął się. Koordynacja ruchowa Wiśni jest cudowna. Normalnie się nie potyka. Tylko jak mu się nic nie chce. Pół-wolta. Jakieś klacze zaczęły rżeć a Potok zacaplował.
- Uspokój się. – Poklepałam go i zachęciłam do kłusa zbierając wodze. Zaczęłam anglezować w rytmie łapiąc go na kontakt. Czułam jak się rozciągają pode mną jego mięśnie a ogier skupił się w pełni na dobrym wykonywaniu moich poleceń. Zrobiliśmy woltę bez żadnego potknięcia. Ładnie. Skupił się i wężyk. Uśmiechnęłam się i go poklepałam, na co on nastawił uszy w moim kierunku, po czym znów wrócił do nasłuchiwania. Przejechaliśmy przez drągi. Unosił wysoko i dostojnie nogi aż pod sam brzuch. I od razu bryk ze strony Wiśniowego. No nie ma tak… Drągi po przekątnej. Znów bryk. No nie… Zagalopowaliśmy a ja przeszłam do półsiadu zresztą nic dziwnego. Czułam jego pracujące mięśnie. Cudny koń. Wolta w galopie i chwilę później ścina z omijaniem narożników. Wyciągał się mocno i pokrywał dużą ilość powierzchni. Przy zakrętach idealnie zwalniał. Przeszliśmy do stępa, luźna wodza.
- Dobra dawaj na ten tor. – Ruszył, wiedział gdzie. Ja w tym czasie rozmawiałam z dżokejem, którego prawdopodobnie mam uczyć. No cóż… Zdarza się. W połowie drogi do toru przeszliśmy do kłusa wyciągniętego i po chwili znów do stępa. Znajdowaliśmy się na torze. Weszliśmy do start boksu Czekając na sygnał. I ruszyliśmy. Wiśniowy od razu wystartował jak burza galopując ile sił i zajmując jak największą powierzchnię. W środku zwolniłam go nieco, bo mieliśmy się porządnie rozgrzać i poprawić kondycję, więc jednym tempem chciałam dotrzeć do linii mety. Nie męczył się. Biegł i spisywał się wspaniale. Mięśnie widocznie się naprężały i parskał zawzięcie, ale dawał radę. To 2400m, ale, w jakim stylu przegalopowane. Na zakręcie zwolnił lekko z zasady i ostro przyśpieszył do przodu na ostatniej prostej a ja poruszałam się układem jego ruchów. I przekroczyliśmy linię mety, ale ja nie dawałam za wygraną. Nadal zmuszałam go do wysiłku. Mniejszego, bo wolno galopowaliśmy, ale zawsze. Mimo przekroczenia linii nie uznałam treningu za całkowicie skończonego. Bryknął sobie i postrzelał sporo z zadu. Przebiegliśmy jeszcze pół okrążenia i zwolniłam do kłusa i poluźniłam wodze by rozluźnił się i rozciągnął. Robiłam w tym czasie wolty, wężyki, koła i przeróżne akrobacje aż w końcu przeszliśmy do stępa i nawet wokół stajni zrobiliśmy z cztery kółka. Weszliśmy do środka, zdjęłam mu sprzęt i otarłam go słomą.
- Dobry Mały, dobry… - Zaczęłam go głaskać jak już znalazł się w boksie. – Wieczorem pójdziesz sobie na pastwisko. – Uśmiechnęłam się i zostawiłam mu w żłobie cztery marchewki po czym zaniosłam sprzęt do siodlarni i poszłam coś zjeść.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Boks VII / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gRed v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin