Forum  Strona Główna

 29.08.11r.- Dresaż P

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Adrenaline




Dołączył: 08 Lip 2011
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Słupsk ;D

PostWysłany: Pon 14:29, 29 Sie 2011    Temat postu: 29.08.11r.- Dresaż P

Trochę się ociągając weszłam do stajni. Zaskoczona, że Res mnie nie powitał, skierowałam się do jego boksu. Łypnął na mnie oczami i obstawił zadem drzwi.
-Hej Resik.- powiedziałam z lekką irytacją w głosie. Wyciągnęłam dłoń, żeby go pogłaskać, a wtedy skulił uszy i rozdarł chrapy. Zmarszczyłam brwi w geście protestu. -Ej.
Weszłam do boksu, cmokając.
-Nastąp się.
A gdzie tam. Jeszcze poprawił zad, żebym się nie przecisnęła. Ostrożnie podeszłam i lekko odparłam go w stronę ściany.
-Respekt, nastąp się.
Skulił uszy, kiedy mocniej napierałam. Klepnęłam go lekko w zad, naprawdę to chyba nic nie poczuł. Ale ku mojemu zaskoczeniu nagle wystrzelił zadem.
-Hej!- zaprotestowałam i klepnęłam go porządnie w zad. Parsknął ze złością i podskoczył w miejscu.- Respekt, co to ma być? Spokój! Już, nastąp się.
Jednak ogier zawrócił zadem do ściany, a głową do mnie. Chrapy miał ściśnięte, ogonem machał nerwowo.
-Przestań.- powiedziałam, wyciągając otwartą dłoń, po czym dodałam łagodnie: - Spokojnie.
Zaczął młócić ściółkę przednią nogą.
-No, już, cichutko.- szepnęłam, kiedy pozwolił mi podejść. Zaczęłam go lekko głaskać i krążyć małe kółka na szyi. Załapał od razu i już po pięciu minutach się rozluźnił. Westchnęłam.
Wróciłam po chwili ze szczotkami. Zaczęłam rozczyszczać jego sierść, posklejaną od brudu, potu i kurzu. Potem wyczyściłam mu kopyta i wyprowadziłam z boksu, podwiązując lekko w myjce, gdzie je skropiłam wodą. Całego ogiera nie płukałam, mimo, że powinnam, ale pogoda była zbyt chłodna.
Przyniosłam jego rząd i osiodłałam Resa. Zarżał, kiedy skierowaliśmy się na maneż.

Wskoczyłam na siodło. Nie musiałam go w ogóle wypychać, szedł bardzo płynnie. Zaczęłam prowadzić go dookoła na dużych kołach. Szedł dynamicznie, musiałam go przytrzymywać żeby nie zaczął kłusować. Zrobiłam woltę, na której ogier świetnie się wygiął, podchodząc zadem pod kłodę i lekko się ganaszując. Kiedy zaczynaliśmy serpentynę, ogier ruszył kłusem.
-Hej.
Napięłam wodze i usiadłam w siodło. Zaprotestował, wyginając głowę na wszystkie strony świata. Lekko odparował z zadu, ale się uspokoił i przeszedł do energicznego stępa. Było to odpowiednie tempo na tyle, by swobodnie kierować koniem. Zrobiłam ósemkę przez środek hali i wróciłam na koło.
Pozwoliłam mu ruszyć kłusem. Truchtał pewnie, lekko unosząc ogon. Opuściłam pięty mocno w dół, kontrolując jego odpały. Na zakręcie wykonałam dodanie, na które bardzo pozytywnie zareagował. Machnął ogonem i ruszył tanecznym, impulsywnym i zamaszystym krokiem naprzód. Uśmiechnęłam się, zadowolona. Na krótszej ścianie przystopowałam go na zadzie i wysłałam kilka sygnałów wodzami, nakłaniając do zganaszowania. Oczywiście, ze zwolnieniem były problemy. Jednak po chwili ustąpił i zwolnił. Poklepałam go.
Zrobiłam półwoltę z dodaniem na drugą stronę. Ogier poszedł szybko, a wyciągnięty ruch miał skoczny i pozytywny. Wróciłam na poprzednią stronę, zwalniając do stój.
Wykonałam przejście ze stój do kłusu. Poszedł dziarsko, zamachując się ogonem i wykraczając daleko przed siebie. Ze stój do zatrzymania. Zatrzymał się w półkroku, łagodnie opadając zadem i podstawiając pod siebie wszystkie cztery kończyny. Odbiłam w lewo na woltę, która była dość ciasna, a potem wróciłam na koło. Łagodna łydka na kolejnym narożniku i przejście w galop.
Na szczęście już ruszał normalnie, nie odstawiał jakiś bryknięć czy nie ruszał tak narwanie jak jeszcze rok temu. Pogalopowałam kółko, potem wjechałam na woltę, średnicy 15. Wygiął się lekko, zwalniając na początku. Byłam zadowolona, że nie wszedł jak parowóz w to koło, bo zapewne wyparłby zadem i taka robota. Ale on w spokojnym tempie wrócił na okrąg. Pojechałam przez środek, jadąc jakby dwa koła (najpierw w jednej części blisko, przy ogrodzeniu), a potem na drugiej, w drugą stronę. Poklepałam go łagodnie.
Wykonałam przejście z galopu do stój. Nie powiem, że było łatwo. Jednak ogier, ku mojemu zdziwieniu, jakby praktycznie zatańczył w miejscu i przystopował, przekładając ciężar na zad i lekko na nim przysiadając. Uniósł się, kiedy stanął. Poklepałam go radośnie.
Potem dałam mu łydkę, dość ostrą i wypchnięcie. Przeszedł z miejsca w galop, ganaszując się, ale kiedy wyciągnął prędkość wyprostował szyję. Na długiej ścianie wykonałam dodanie w galopie, na które ochoczo zareagował. Na krótkiej natomiast wykonałam skrócenie. Kiedy zakończył ćwiczenie, poklepałam go.
Pogłaskałam ogiera uspokajająco po szyi. Parsknął cicho i skierował uszy na mnie.
Przyszedł czas na chody boczne. Uczył się już ustępowania od łydki, więc trzeba było tylko doszlifować. Przeszłam najpierw do stępa. Przyłożyłam więc wewnętrzną łydkę do popręgu, żeby nakłonić Resa do ruchu po skosie, a zewnętrzną tuż za popręgiem, żeby wypchnąć konia naprzód i jednocześnie dopilnować, żeby zad nie uciekał na zewnątrz. Zadziałałam delikatnie wewnętrzną wodzą, skłaniając go, żeby zwrócił łeb lekko do wewnątrz, jednocześnie przytrzymując na zewnętrznej wodzy. Nastawił uszy i poszedł miękko. Wysyłałam mu lekkie, aczkolwiek wyraźne sygnały, żeby nie zgubił rytmu. Poklepałam go i dałam łydkę do kłusa. Pojechałam koło, żeby się lekko rozluźnił i znów wykonałam dodanie przez środek. Miałam nadzieję, że nie wypadnie zadem. Pilnowałam zewnętrzną łydką zadka, wewnętrzną dodawałam impulsu i sygnalizowałam wodzami wygięcie. Poszło mu świetnie. Ruszał się płynnie i chętnie, na co zareagowałam od razu głośną pochwałą.
Przeszłam do spokojnego galopu, aby znów, teraz w galopie, wykonać ustępowanie. Jeszcze nie miał okazji robić go w galopie, ale postanowiłam spróbować. Ruszył więc z nastawionymi uszami, a ja powtórzyłam serię gestów charakterystyczną dla ustępowania od łydki. Zaskoczył i wykonał pięknym, tanecznym krokiem chód boczny.
-Brawo, Respekt!- zawołałam, klepiąc go po szyi.
Zwolniłam do stępa i poluzowałam wodze. Zerwał się okropny wiatr i zaczynało być mi zimno, a skoro on był spocony to nie był dobry pomysł. Nie chciałam, żeby się przeziębił.
Postępowałam chwilę, jakieś 10 minut na luźnej wodzy. Masowałam mu szyję i rozluźniałam mięśnie. W końcu zeskoczyłam i poprowadziłam go do stajni.

Zdjęłam z niego cały rząd i narzuciłam mu derkę. Wtedy zobaczyłam, że zaczęło padać.
-Oho, widzisz.- powiedziałam, całując (już nie protestującego) Respekta w chrapy.- Dobrze, że się zebraliśmy.
Wyjęłam z kieszeni bluzy jabłkowy przysmak. Nastawił z ciekawością uszy i chwycił go, chrupiąc zawzięcie. Po kilku sekundach już go nie było.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Boks I / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gRed v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin