17.11.2011r - Teren z elementami rajdowymi

Chocky

Rodził się piękny poranek. Złota jesień przerodziła WSR Cavalcade w niemalże malowany obrazek. Słońce leniwie pieściło swoimi promieniami końskie grzbiety, a pod kopytami szeleściły liście. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie Michał. Śpiąc w najlepsze w swoim pokoju, wtulona w puchową kołdrę poczułam, jak ktoś kuca nade mną i delikatnie całuje w ramię. Otworzyłam automatycznie zaspane oczy, odwracając się w stronę napastnika. Przeczesałam palcami grzywkę, marudząc cicho.
-Czemu mi to robisz, coo? - Mruknęłam, wyciągając się niczym kot.
- Jest już po 12, nie sądzisz że wypadałoby wstać? - Pogładził mnie dłonią po policzku, a ja automatycznie otworzyłam szerzej oczy. Po 12, jak to możliwe?! Przecież nastawiłam budzik na godzinę 7! A co do pieszczot, jego migdalenie zaczynało działać mi na nerwy. Widząc jednak uczucie w jego oczach, zrobiło mi się żal i byłam zła na siebie, za to, jak o nim myślę. Objęłam go więc za szyję i pocałowałam. Nie wdrażając się w szczegóły, po niedługiej chwili zebrałam się, zaczęłam się ogarniać. Włosy zebrałam w niedbałego koka, naciągnęłam na siebie beżowe bryczesy, obcisłą brązową koszulkę i szarą, luźną bluzę. Znalazłam skarpety w romby i założyłam je na stopy. Umyłam zęby, podciągnęłam rzęsy czarnym tuszem i zbiegłam ze schodów, biorąc z lodówki serek i jedząc pod drodze do stajni. Wrzuciłam pojemnik do kubła przed stajnią, wchodząc do środka. Wsłuchałam się w stukot moich oficerek, przywitałam się z koniskami. Dałam każdemu po kawałku suchego chleba, zaś do Kiss Me podeszłam na końcu.
- Cześć piękna - Na ton mojego głosu zarżała, ustawiając uszy na sztorc i przekrzywiając głowę w prawo. Podeszła do mnie, wszamując kromkę i oblizując się długim, różowym jęzorem. Zaraz wepchnęła chrapki do mojej kieszeni w poszukiwaniu jeszcze.
- Nie ma, nie ma! - Mruknęłam, odpychając jej główkę delikatnie na bok i wchodząc do środka. Dopięłam do metalowego kółka przy kantarze uwiąz i wyprowadziłam przed stajnie, gdzie Magda zniosła mi już sprzęt i szczotki.
- Dziękuję, jak przyjadę będziesz mogła osiodłać sobie Arizonę i wsiąść, poprowadzę Ci jazdę. A teraz pomóż mi ją szybko wyczyścić - Uśmiechnęłam się, a na moje słowa drobna blondynka podskoczyła, klaszcząc w dłonie. Gdy Całus zlęknął się, zrobiła minę cierpiennika i pogładziła ją po łopatce. Zaraz jednak w milczeniu wzięła się za rozczesywanie zaklejek, ja czyściłam już kopyta. Co cztery ręce, to nie dwie. Przeczesałam grzywkę, spsikując wcześniej preparatem. Zabrałam się za siodłanie. Najpierw narzuciłam czaprak na jej grzbiet, podkładkę i siodło. Magda zapięła popręg, a ja założyłam na nogi ochraniacze i kalosze, następnie okiełznałam i byłam gotowa wsiąść. Rozwinęłam puśliska, spuszczając strzemiona i wdrapując się na jej grzbiet. Przyjęłam ujeżdżeniowego bacika do dłoni od dziewczynki i dołożyłam łydki do jej boków, trzymając za końcówkę wodzy. Na luzie ruszyłyśmy w stronę leśnej ścieżki, stępując aktywnie. Kiss poruszała głową w takt swojego kroku, dmuchając ciepłym powietrzem w ziemie. Gdy wyciągnęła się za bardzo, delikatnie stuknęłam ją łydkami i pociągnęłam za wodze, na co podreptała kłusem.
- Ej, Pani piękna! Co to ma być, za dużo energii w zadku czy dawno się w terenie nie było? - Mruknęłam, przysiadając i zatrzymując dosiadem. Gdy wjechałyśmy las, a za naszymi plecami zniknęły tereny WSR Cavalcade, zebrałam wodze do dłoni i poprosiłam o delikatny kłus do przodu. Klacz zamachała głową, podrzucając zadem niewysoko do góry. Byłam zaskoczona energią, którą w sobie gromadziła.