Forum  Strona Główna

 Króciutki teren 19.03.2011

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Martynix
Administrator



Dołączył: 08 Mar 2011
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:03, 19 Mar 2011    Temat postu: Króciutki teren 19.03.2011

Niestety w nocy bardzo mocno padało… Ziemia zrobiła się bardzo grząska, wszędzie pełno kałuż. Pomimo tego zdecydowałam się na bardzo króciutki wypad w teren. Dancer był rano na pastwisku i zdążył się już wytarzać (diabeł jeden!). Widząc, że czeka mnie dużo pracy zanim wyjadę wyprowadziłam konika przed stajnię z racji przyzwoitej pogody i uwiązałam do czyszczenia. Po czym pognałam po szczotki. Konik czekał na mnie udając, że jest grzeczny. Chwyciłam szczotkę i zaczęłam wyczesywać zaschnięte błoto z sierści. Było ciężko, tym bardziej, że porobiły mu się paskudne zakleje… Chcąc nie chcąc zanim konik był w miarę (dopiero) czysty, po 45 minutach stwierdziłam, że zostało mi już mało czasu i muszę szybko jechać, bo nie zdążę wrócić, zanim pojedziemy do babci. Mały dzisiaj nie był tak grzeczny jak zwykle i usilnie nie chciał dać mi wyczyścić przednich nóg… Jednak w końcu po 15 minutowych usiłowaniach moja misja powiodła się i konik miał nogi czyste. Podczas czyszczenia gdzieś trzasnęła furtka i konik zerwał się przerażony… Na szczęście nie zerwał uwiązu i szybko udało mi się go uspokoić. Czyściłam go dalej. Mój tato wjechał na podwórko miniwanem, co spowodowało kolejny wypłosz Małego… Szybko go uspokoiłam, i czyściłam dalej. Kopyta dał sobie wyczyścić ładnie. Nie rozumiem tego! Haha Very Happy Tak więc po 45minutach starań odłożyłam szczotki i chwyciłam siodło wszechstronne, moje ulubione z resztą, ogłowie, ochraniaczki. Przyleciałam na miejsce i zarzuciłam Łobuzowi siodeło na grzbiet. Przy siodłaniu był grzeczny. Ochraniaczki dał sobie założyć bez problemu, tak więc osiodłamy był w 7 minut i gotowy do jazdy. Założyłam kask i rękawiczki, chwyciłam palcat. Sprawdziłam jeszcze popręg i podciągnęłam o dziurkę. Spuściłam strzemiona i wskoczyłam lekko na siodło. Zebrałam wodze i ruszyliśmy stępem do bramy. Po drodze sprawdziłam jeszcze raz popręg. Wyjechaliśmy przed ośrodek. Słonko prześwitywało przez chmury, jednak dosyć mocno wiało. Jechaliśmy sobie spokojnie po trawce. Kawałek dalej na poboczy stał ogromnyprzeraźliwyzjadaczokonnytir. Dancer popychany przeze mnie do przodu przelazł bokiem obok ogromnegoprzeraźliwegozjadaczokonnegotira bez szwanku Very Happy Pogłaskałam go uspokajająco po szyi i jechaliśmy spokojnie dalej. Było mokro. Bardzo mokro. Dancer ślizgał się co jakiś czas. Od czasu do czasu zaglądał na coś, czego napewnomożnabysięprzestraszyć… Szedł czasem dosyć spięty i pomagałam mu złapać rytm dosiadem. Potem szedł już swobodniej, wodze mu troszkę oddałam i wyciągnął trochę łeb do przodu. Jechaliśmy tak dobre 12 minut, zanim trafiliśmy na moją ulubioną ścieżkę. Tam było sporo błota. W suchszym miejscu zebrałam konika i zakłusowaliśmy. Przeszliśmy 3 kroki i niestety trzeba było przejść do stępa taka ślizgawica :/ Po paru krokach dobrnęliśmy do malutkiej łączki, na której udało nam się zakłusować. Przejechaliśmy rundkę w około i znów przeszliśmy do stępa, aby wjechać na kolejną śliską ścieżkę. Poklepałam konika. Siedziałam sobie wygodnie w siodle, słonko grzało przyjemnie. Ku mej radości usłyszałam 2 skowronki.
-Słyszysz Mały? Wiosna idzie! Skowronki śpiewają!- powiedziałam do Dancerka, który zastrzygł w odpowiedzi uszami.
Poklepałam go i dalej jechaliśmy sobie na luźnych wodzach. W końcu dotarliśmy do celu naszej podróży: do wielkiej łąki, na której często ćwiczyliśmy różne ewolucje. Ku złości stwierdziłam, że połowa łąki pływa w wodzie po dzisiejszym deszczu. Jęknęłam żałośnie i pojechaliśmy kłusem na drugą stronę i okolice strumyczka. Tam na nasze szczęście było bardziej sucho i mogliśmy sobie pozwolić na sporą porcję żwawego kłusa. Poklepałam konika i na luźnej wodzy jechaliśmy energicznym kłusem. Znałam tę łąkę na pamięć i zręcznie omijałam wszystkie dziury i nierówności. W końcu łąka się skończyła więc przeszliśmy do stępa i zrobiliśmy megałuk, żeby zawrócić. Znów zakłusowaliśmy. Tym razem pomęczyłam go troszkę i robiliśmy zmiany tempa w kłusie. Wychodziło całkiem ładnie, chociaż nie obyło się bez lekkich nieporozumień. Po kolejnych kilkunastu minutach kręcenia się po łące w stępie i kłusie, zebrałam konika, który niezbyt chętnie to przyjął i zagalopowaliśmy. Mały ruszył szaleńczym galopem :/ Musiałam go szybko pozbierać, żeby sobie czegoś nie zrobił, bo co by nie mówić sucho nie było, a trawa troszkę śliska. Udało mi się zapanować nad Dancerkiem i do końca łąki jechaliśmy już patatajem. Jechałam w półsiadzie, żeby odciążyć Małemu grzbiet. Potem przeszliśmy do kłusa i stępa. Zrobiliśmy chwilkę odpoczynku i znów zagalopowaliśmy. Teraz było już dobrze, szedł zebrany, spokojnym patatajem. Wiatr dął nam w twarz… Szczęka mi trochę zamarzła i było mi zimno w uszy, ale to nic Very Happy Pod koniec znów przeszliśmy do kłusa i zrobiliśmy bardzo dużą i łagodną woltę na luźnej wodzy. Poklepałam konika i przeszliśmy do stępa. Odpoczęliśmy chwilkę i poćwiczyliśmy parę razy przejścia kłus zebrany-galop-kłus zebrany. Wychodziło nam całkiem przyzwoicie, więc poklepałam konika i znów kłusem na luźniejszej wodzy pojechaliśmy ogromne jajo dla rozprężenia i rozluźnienia. Był to właściwie koniec naszego wypadu. Pokręciliśmy się jeszcze troszkę w kłusie, zrobiliśmy parę „stój” i dojechaliśmy zebrańcem do miejsca, z którego przyjechaliśmy. Tam oklepałam konika, dałam mu luźne wodze i pojechaliśmy stępa z powrotem. Po drodze chciał nas zaatakować przerażającykrwiożerczyworek, Mały skoczył z 4 nóg do przodu, jakby go ktoś użarł w ogon. Potem szedł już spokojnie, od czasu do czasu na coś zaglądając. Dotarliśmy do stajni bez problemu. „Zaparkowałam” przed stajnią, zeskoczyłam z siodła i założyłam Dancerowi kantar na szyję. Poklepałam go i zabrałam się za rozsiodłanie konika. Wyszło mi to wyjątkowo sprawnie i po 5 minutach wprowadziłam oporządzonego konika do boksu. Zaniosłam mu buraki, które bardzo lubi. Schrupał je ze smakiem. Podrapałam go za uchem co przyjął z radością i oślinił mnie „uszminkowanymi” z buraka „ustami” po policzku. Zaśmiałam się radośnie i przytuliłam mojego Małego. Wyszłam z boksu i sprzątnęłam sprzęt. Potem wróciłam do boksu małego i poddałam go masażowi. Konik z lubością się wyciągał i poddawał moim zabiegom…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Archiwum / Boks I / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gRed v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin