Forum  Strona Główna

 15.09.12r - Skoki N, ćwiczenia na koziołkach i najazdy

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Adrenaline




Dołączył: 08 Lip 2011
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Słupsk ;D

PostWysłany: Sob 12:44, 15 Wrz 2012    Temat postu: 15.09.12r - Skoki N, ćwiczenia na koziołkach i najazdy

Mamy sobotę: dzień wolny, więc postanowiłam wziąć się w garść i zabrać Respekta na trening. Stęskniłam się za tym małym stworem, bo nie wiem kiedy ostatnio na nim jeździłam, tak żeby sobie poskakać.
Pogoda pozostawiała dużo do życzenia. Właściwie, robiła co chciała: raz padało, raz wychodziło zza chmur słońce, by momentalnie spuścić pompę deszczu dzwoniącą o dach stajni.
Uznałam więc za bezpieczniejsze udanie się na halę. Wewnątrz było trochę ciemno, ale nie lubiłam jeździć przy lampach. Pozwoliłam więc oczom przywiknąć do oświetlenia naturalnego i zabrałam się za ustawianie przeszkód.
> Stacjonata - 80cm
> 3x koziołek na średniej wysokości
> Okser 100-120cm
> 2x stacjonata - 100cm
> 2x koziołek na najwyższej wysokości
Pokiwałam z uznaniem głową i poszłam po konia.
Przywitałam się z nim i nie chcąc tracić czasu, poszłam od razu po sprzęt. Powiesiłam wszystko na haku przy boksie i zabrałam się za czyszczenie - niezmiennie plastikową i miękką szczotką. Koń był czysty, a jego sierść po lecie znacznie się poprawiła, była jeszcze bardziej błyszcząca. Poprawiłam jeszcze efekt miękką szczotką i zabrałam się za siodłanie. Dodatkowo założyłam mu ochraniacze.

Lekka mżawka jedynie prószyła w okna kropelkami. Wyglądały jak diamenty na szybie. Poprowadziłam konia do schodków, podciągnęłam popręg i wskoczyłam na niego zwinnie. W tym samym momencie usłyszałam, jak deszcz się nasila. Szum trwał zaledwie chwilę, by zaraz się uspokoić. Pokręciłam głową, wypychając ogiera dosiadem i łydkami.
Jego stęp był bardzo energiczny i płynny - u tego konia lubiłam fakt, że nie wymagał popędzania. Sam z siebie nakręcał się na szybsze chody. Miało to jednak też swoją gorszą stronę, bo zwykł napalać się w galopie. Stępowaliśmy po całej hali. Aby ogier się nie nudził, robiłam z nim od czasu do czasu wolty i zmiany kierunku.
Po kilku kółkach w narożniku zaczęliśmy kłusować. Zmieniłam sobie od razu kierunek po przekątnej w kłusie ćwiczebnym. Ogier automatycznie zganaszował łeb i zebrał się, idąc całą siłą od lekko obniżonego zadu. Wędzidło żuł chętnie, a ja powoli wysuwałam wodze przez palce, aż w końcu koń szedł z nosem przy ziemi, a ja trzymałam zaledwie ich końcówkę. Rozluźniony, parsknął z zadowoleniem. Kiedy szedł w rozluźnieniu, jego chody mocniej mnie wyrzucały co prawda, a ja pochylałam się do odrobinę do przodu. Rozkłusowywałam go przez najbliższe dziesięć minut na dużych kołach, a potem powoli zaczęłam go prostować. Ogier podciągnął głowę w górę i zganaszował się, za co go poklepałam. Porobiłam jakieś zatrzymania z kłusa, cofania. Bardzo podobała mi się dzisiejsza jego praca.
W kłusie najechałam na koziołki, które leżały po boku hali. Respekt znał je dobrze, ale rozszerzył chrapy i obniżył głowę. Nie protestowałam, oddając mu wodze i anglezując na koziołkach. Puknął przedostatni.
Wykonałam woltę, aby chłopak trochę się rozluźnił i uspokoił. Machał silnie ogonem, ukazując swoje niezadowolenie. Najechaliśmy na luźnych wodzach. Wiedział już, co go czeka, więc tym razem z gracją podnosił nogi i ani razu nie dotknął kopytem drążka.
Powtórzyłam to ćwiczenie jeszcze raz z tej, potem dwa razy z drugiej strony aż miałam pewność, że wykonujemy je dobrze. Za każdym razem ogier został nagrodzony poklepaniem i pochwałą.
Aby uniknąć niepotrzebnych stresów, odpoczęliśmy dwa duże kółka w stępie. Gdy wróciliśmy do kłusa, koń szedł szybko, że w pewnych momentach nie nadążałam siadać w siodło. Za każdym razem przytrzymanie na dosiadzie i lekko na pysku. Jednak Respekt robił po swojemu. Nie chciałam mu pozwolić robić tego, co chciał, bo wiedziałam, że się do tego przyzwyczai i zwolniłam go do stępa. Nie oddałam jednak wodzy, a wykonywałam plsacyją półparadę, chcąc zwrócić jego uwagę na siebie.
Na szczęście poskutkowało i mogłam swobodnie zagalopować. Na narożniku z kłusa ćwiczebnego dałam mocny sygnał zewnętrzną łydką. Jego pierwsza foula była niezwykle chaotyczna - niemal rzucił się do przodu jednym susem, trochę po skosie. Dwie kolejne walczył z wędzidłem, uwieszając się na nim i rozdziawiając pysk w geście protestu. Znów półparady, ściskanie napalonego ogiera w woltach. Robiłam ósemki w poprzek hali, aby zmusić go do większego wygięcia i skupienia na pracy. Skierował w końcu uszy w moją stronę i przyjął wędzidło, reagując poprawnie na pomoce.
Aby nie narazić go na kontuzję zaczęłam od koziołków na najwyższym ustawieniu. Nastawił uszy, parsknął radośnie. Czułam jego siłę i mocarność zadu, wszelkie mięśnie. Łagodnie przeskoczył pierwszy koziołek, galopując równym tempem na kolejny. Czysto i spokojnie.
Poklepałam go za dobrze wykonane zadanie i powtórzyłam z drugiej strony. Tutaj również bez szwanku. Powtórzyliśmy to jeszcze dwa razy z obu stron, aby przygotować nogi do dalszych, wyższych skoków.
Chwila odpoczynku w stępie i skupiliśmy się na konkretnych skokach - oczywiście, na pierwszy ogień poszła stacjonata wysokości metra. Tutaj dołożyłam łydkę, aby szedł szybciej. Potrzebował przyspieszenia, aby zmieścić się w 5 foulach najazdu. Dojechał, wybił się, przeskoczył bez problemu. Czuł się jak ryba w wodzie i dodawał mi odwagi, którą sama czasem traciłam. Wolta i najazd z przeciwnej strony. Dodatkowym plusem było ćwiczenie na oba kierunki, z okserem ta opcja już odpadała, ale stacjonata była idealna.
Tutaj najazd wymagał większej koncentracji i pomocy z mojej strony. Respekt czasem usztywniał się na tą stronę, ale chyba dzisiaj nie było z tym problemu, bo aby dobrze go ustawić wystarczyło trochę pobawić się półparadą i łydką. Najechał w zebraniu, ale szybkim tempem i skoczył bez zrzutki.
Dalej - okser. Nastawione uszy, dobra praca zadu, żucie wędzidła i skupienie spowodowały, że ogier najechał dobrze i pewnie. Wybił się silnie, poprawnie baskilując. Tutaj ja musiałam wyciągnąć ręce bardziej w kierunku pyska, by koń miał swobodę przy ruchu naprzód i nie spotykał oporu na wędzidle, co pewnie nie jest przyjemne, takie szarpanie za pysk. Poklepałam go i jadąc kółko zrobiłam półsiad, odciążając jego grzbiet. W połowie długiej ściany znów usiadłam w siodle i najechałam już w nim do przeszkody. Respekt zarżał, trochę się dekoncentrując, ale ja zachowałam zimną krew i już po chwili znaleźliśmy się po drugiej stronie przeszkody. Objechałam ją i pojechałam znów na koziołki, które wydały mi się teraz najwygodniejsze do dojazdu i w ogóle wykonania. Chłopak zebrał się, zganaszował.
Skierował uszy w moją stronę, pewnie szukając wskazówki, czy się nie myli. Lekka łydka utwierdziła go w przekonaniu, że właśnie to skaczemy. Zwolniłam trochę galop do zebranego, najeżdżając równym, ale i spokojnym tempem. Skok, kilka foule i kolejny. Już po wszystkim.
Zwolniłam do kłusu, poklepałam go i popuściłam wodze między palcami, zachęcając go do rozluźnienia się. Przyjął to z wdzięcznością, opuszczając głowę. Po kółeczku kłusa przeszłam do stępa i tutaj również kółko dla odpoczynku.
Wracając do pracy, postanowiłam jeszcze przejechać te "okropne" koziołki w kłusie. Respekt szedł intensywnie, nastawił uszy już kilka kroków przed nimi. Dodałam łydką, usiadłam w siodle i uspokoiłam rękę, trochę luzując wodze, ale trzymając go łydkami. Opuścił odrobinę głowę i z gracją pokonał koziołki.
Po łydce na narożniku wszedł ponownie w galop. Najechałam na metrową stacjonatę, skoczyłam swobodnie i pojechałam na drugą. Tutaj lekkie rozdrażnienie, ale skoczył dobrze. Zrobiliśmy płynne półkole w celu wykręcenia na okser. Ogier skupił się i skoczył ładnie.
W końcu nadszedł czas na odpoczynek. Po wykonaniu wszystkich ćwiczeń, odpowiednie było wykonanie kółka kłusem. Potem już tylko zaczęłam go rozstępowywać, na co przeznaczyłam 10 ostatnich minut. Poluzowałam popręg, a Respekt nie był taki zmęczony.

Zsiadłam z niego, poklepałam i ucałowałam w nos. Zaprowadziłam następnie do stajni i rozsiodłałam, a kiedy Respekt dostał się do boksu, od razu dossał się do wody. Gdy skończył, podsunęłam mu pod nos kostkę cukru, bo reasumując stwierdzam, że był to udany trening.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Boks I / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gRed v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin